Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Michna z Kostrzyna nad Odrą oddał szpik. Po swoich 19. urodzinach dowiedział się, że może uratować życie dziecku

Nina Adamska, uczennica 2HP zespołu szkół w Kostrzynie. Oprac. (pik)
Marcin Michna to absolwent kostrzyńskiego zespołu szkół w Kostrzynie nad Odrą. Oddał szpik i uratował życie dziecku. Wywiad z Marcinem przeprowadziła Nina Adamska, uczennica 2HP tego samego zespołu szkół.
Marcin Michna to absolwent kostrzyńskiego zespołu szkół w Kostrzynie nad Odrą. Oddał szpik i uratował życie dziecku. Wywiad z Marcinem przeprowadziła Nina Adamska, uczennica 2HP tego samego zespołu szkół. Nina Adamska
Co 27 sekund ktoś na świecie dowiaduje się, że ma białaczkę, czyli nowotwór krwi. Zachorować może każdy, bez względu na wiek. Coraz częściej tę diagnozę słyszą rodzice chorych dzieci. Często jedyną ich szansą na przeżycie jest przeszczep szpiku kostnego. Marcin Michna to cichy bohater. Mieszkaniec Kostrzyna nad Odrą, absolwent kostrzyńskiego zespołu szkół i dawca szpiku.

Zarejestrowałeś się do bazy DKMS dzień po swoich 18 urodzinach. Nastolatek wykazał się tak piękną inicjatywą, ale co właściwie Cię do tego skłoniło?

Moi rodzice zarejestrowali się kilka lat wcześniej i właściwie to oni popchnęli mnie do działania. Chciałem zarejestrować się w bazie DKMS już od dłuższego czasu, ale żeby to zrobić, trzeba mieć ukończone 18 lat. Nie miałem wówczas świadomości, że naprawdę będę mógł komuś pomóc i nie spekulowałem o tym, co może się wydarzyć. Po zapisaniu się w bazie, zostałem pochwalony przez rodziców, ale sprawa szybko ucichła.

Polecamy wideo: Zostań dawcą szpiku! Akcja DKMS w Zielonej Górze

Miałeś wcześniej styczność z chorymi na białaczkę?

Nikt w mojej rodzinie, ani otoczeniu nie choruje na nowotwór krwi, dlatego nigdy wcześniej nie spotkałem, nie znałem takiej osoby.

Przeczytaj też: Masz może 10 minut? To możesz uratować komuś całe życie

Czym jest DKMS?

To organizacja, która zajmuje się rejestrowaniem potencjalnych dawców szpiku, czyli tych, których materiał genetyczny mogą porównać z osobami, które zapisane są w bazie jako chorzy. Przy rejestracji DKMS wysyła nam pakiet zawierający pałeczki. Przy ich pomocy należy pobrać wymaz z wewnętrznej strony policzka. Na jego podstawie określany jest kod genetyczny, a następnie szukany jest biorca, którego kod jest w wysokim procencie zgodny z kodem dawcy. Biorca może być już zapisany w bazie, ale może również pojawić się w międzyczasie. Wówczas ruszają wszystkie procedury.

Po Twoich 19 urodzinach zadzwonił telefon. Dowiedziałeś się wtedy, że możesz pomóc 8-letniemu Antosiowi. To było 23 lipca 2018 roku. Jaka była twoja reakcja?

Warto zaznaczyć, że nie wiedziałem nic o biorcy. Kim jest, gdzie mieszka, ile ma lat, nawet nie znałem płci. Akurat w tym okresie pracowałem wakacyjnie w Niemczech. Telefon zadzwonił, kiedy byłem w drodze do pracy. Zazwyczaj nie odbieram połączeń od nieznanych numerów, bo kto może do mnie dzwonić, jeszcze z Warszawy? To pewnie telereklama albo bank. Tym razem, nie wiedzieć czemu, coś mnie tknęło i odebrałem. Osoba odpowiedzialna za komunikację z dawcami, przedstawiła się i powiedziała, że będę potrzebny. Czułem zdziwienie i okropny strach, dosłownie ręce mi opadły, ale mimo tego podtrzymałem swoją decyzję, nawet się nie zastanawiając. Kolejny telefon otrzymałem następnego dnia; poinformowano mnie o metodzie pobrania szpiku- z talerza kości biodrowej, pod narkozą. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Nie byłem wtedy na tyle dojrzały, żeby zdawać sobie sprawę, czym jest ta organizacja i co się tam dzieje. Wiedziałem natomiast, już po pierwszym telefonie, że muszę wziąć na siebie odpowiedzialność, która spoczywała na mnie przez zarejestrowanie się w bazie. W tamtej chwili stałem się dorosły.

Przeszczep odbył się ponad miesiąc później. Czy obawiałeś się operacji?

Chyba każdy by się obawiał. Z perspektywy czasu wydaje się to śmieszne, ale pierwsza narkoza i strzykawka budziły we mnie lęk. Dzieliłem się z mamą moimi obawami, ale ona tylko mnie uspokajała i miała rację. Strach ma wielkie oczy.

Jak przebiegały przygotowania do przeszczepu?

Od ostatniego telefonu minęły dwa tygodnie. Na początku sierpnia wyznaczono termin wstępnych badań w Warszawie. Zajęły mi dwa dni- przyjechałem do Warszawy, spędziłem noc w hotelu, a następnego dnia rano miałem stawić się w szpitalu. Przebadali mnie od stóp do głów, tak dokładnie, jak nigdy dotąd. Potem dowiedziałem się, że przeszczep odbędzie trzy tygodnie później.

Czy przeszczep to bolesny proces?

Pod względem fizycznym początkowo tak, bo stres robił swoje. Jak już doszło co do czego, moje obawy całkowicie zniknęły. Fizycznie ból mogę porównać do uderzenia się o kant stołu. Był po prostu znikomy i utrzymywał się jedynie przez dwa lub trzy dni.

Jak przebiegała operacja?

Stawiłem się dzień wcześniej na badania kontrolne i przygotowania. Następnego dnia rano odbył się zabieg. Ostatecznie o godzinie jedenastej wraz z narzeczoną byliśmy gotowi do wyjścia. Obudziłem się o ósmej rano, spakowałem się i już chciałem wyjść, ale pielęgniarki radziły, żebym się nie spieszył. Mówiły, że zazwyczaj po zabiegu zostaje się jeszcze dwa dni. Nie zdołały mnie jednak namówić do zmiany zdania, bo miałem już kupione bilety na popołudniowy pociąg. Po krótkiej rozmowie lekarz przebadał mnie i stwierdził, że wszystko było w porządku. Czułem się świetnie. Zwiedziliśmy Warszawę i poszliśmy na dworzec. Chcę zaznaczyć, że fundacja pokryła wszystkie koszty- dojazdów, noclegów i wyżywienia. Dawca nie ponosi żadnych wydatków.

Na czym dokładnie polegał ten zabieg?

Zostałem wprowadzony w stan narkozy, dlatego nic nie pamiętam. Z opowieści lekarzy i pielęgniarek wiem, że pobrano mi z dwóch miejsc w kręgosłupie szpik przy pomocy strzykawki. Tam jest najlepszy surowiec w ciele człowieka (ja prześmiewczo mówię, że jest to „najlepszy towar”). Pobrano mi go aż litr dwieście. Pielęgniarki dziwiły się, że tak dużo. Podobno już litr to dużo, a dodatkowe dwieście mililitrów, to szokująco wiele. Jak się potem dowiedziałem, było to spowodowane tym, że chłopiec miał najcięższe stadium białaczki; na tym etapie choroba potrafiłaby powalić dorosłego mężczyznę w tydzień. Jestem pełen podziwu dla Antka, bo on walczył.

Przeczytaj również: Dzień Dawcy Szpiku. Gdy uratowałem dziecko, byłem w lekkim szoku

Idealne dopasowanie genetyczne występuje bardzo rzadko i jest prawie niemożliwe. Czy czujesz się dzięki temu wyjątkowo?

Czuje się bardzo wyjątkowo. Rodzice chłopca powiedzieli mi, że między naszymi materiałami genetycznymi było 99% zgodności. Jest to dla mnie niemożliwe do wyobrażenia i zrozumienia, jak można być z kimś aż tak zgodnym genetycznie. Nawet w rodzinie rzadko to się zdarza, a co dopiero w przypadku obcej osoby, która mieszka trzysta kilometrów ode mnie i w dodatku nigdy jej nie widziałem.

Kto Cię wspierał w tamtym okresie?

Najważniejszą rolę odegrali najbliżsi. Nie chwaliłem się moimi poczynaniami, bo po prostu jestem taką osobą. Przez dwa lata praktycznie nikt o tym nie wiedział, tylko moja rodzina i mojej narzeczonej. Garstka znajomych, która się dowiedziała, potrafiła się nawet śmiać, nie mając pojęcia o powadze sytuacji.

Miałeś chwile zwątpienia?

Miałem różne myśli, ale nigdy takich, że zmieniłem zdanie, że się wycofuję.. Choć muszę przyznać, że wahałem się, ale to ze względu na mój młody wiek. To bardzo duże przeżycie jak na dziewiętnastolatka. Wziąłem na siebie odpowiedzialność.

Dopiero, gdy minęły 2 lata od przeszczepu, zgodnie z procedurami, mogłeś poznać chłopca, który zawdzięcza Ci życie. Czy czułeś taką potrzebę?

Czekałem na to całe dwa lata. Życie toczyło się dalej, ale ciągle miałem gdzieś z tyłu głowy, że bardzo chce poznać biorcę. Po upływie tego czasu wysłałem maila z prośbą o ujawnienie danych. Okazało się, że tydzień wcześniej przyszedł mail z prośbą od rodziców Antka. Nie wiedziałem, że można o to dowiadywać się nawet dzień wcześniej, niż po upływie równych dwóch lat. Podobno już po roku prosili o jakąkolwiek informację o mnie, chcieli znać chociaż płeć lub imię, ale było to niemożliwe.

Obawiałeś się czegoś przed spotkaniem?

Bałem się, jak zostanę odebrany, ale niepotrzebnie. To, jak zostałem przywitany, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Razem z narzeczoną zostaliśmy zaproszeni do nich na weekend. Z pomocą nawigacji, kiedy dotarliśmy na miejsce, upewniliśmy się jeszcze raz, że to ten dom i dosłownie wpadliśmy na podwórko. Mama Antka akurat była na podwórku i zawołała chłopca wraz z rodzeństwem. Najmłodszy z nich wykrzykiwał raz po raz, że przyjechał jego przyszywany brat i że jestem bohaterem. Nawet ich babcia nazwała mnie swoim czwartym wnukiem. Nawet nie wyobrażałem sobie, że tak ciepło można przywitać obcą osobę. Było mi strasznie miło.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłeś Antosia, czułeś jakąś więź między wami?

Antek po przeszczepie przestał lubić rosół tak samo jak ja, dlatego śmiejemy się, że coś w tym jest... Mówiąc całkowicie poważnie- ta więź jest nie do opisania i trudno ją wyjaśnić. Nie wiem, czy jest określenie na te uczucia, ale sama zgodność i uratowanie komuś życia.. tego nie można ująć słowami. To po prostu bezcenne i nikt, kto tego nie przeżyje, nie doświadczy takich emocji.

Czy będziesz w stałym kontakcie ze swoim bliźniakiem genetycznym?

Jesteśmy w stałym kontakcie, odkąd poznaliśmy swoje dane. Rozmawiamy telefonicznie w każdy czwartek dosłownie o wszystkim. Wysyłamy sobie zdjęcia i wymieniamy wiadomości.

W jakiś sposób bycie dawcą szpiku wpłynęło na Twoje życie?

Mam jeszcze większą chęć pomagania. Chciałbym mieć możliwość pomocy kolejnej osobie i przeszedłbym tę drogą jeszcze raz, gdyby tylko była potrzeba.

Twoja historia zyskała rozgłos. Ludzie Cię podziwiają, ale czy Ty czujesz się bohaterem?

Nie. Rejestrowanie się w bazie DKMS powinno być bardziej powszechne i promowane, a może nawet obowiązkowe. Powinni mówić o tym w szkole albo nawet przeprowadzać systematycznie akcje związaną z oddawaniem szpiku.

Zdecydowanie Twoja odwaga i gest są inspiracją dla młodych ludzi. Co chciałbyś im przekazać?

Stałem się w pewien sposób rozpoznawalny w okolicy i chciałbym z tego skorzystać, namawiając ludzi młodych do działania. Warto odważyć się pomóc innym i powinniśmy to robić, jeśli tylko mamy możliwość. W szczególności ich to dotyczy, bo mają najlepszy materiał genetyczny, który może uratować innego człowieka. Odnowa szpiku trwa tylko dwa tygodnie, nic się na tym nie traci, a potrzebujących jest coraz więcej.

Podpisuję się pod słowami Marcina i dziękuję za rozmowę, życząc Mu wiele dobrego, bo zasłużył na to, jak mało kto!

Od autora: Dokumentujemy nasz wywiad, robiąc zdjęcia, ale nawet wtedy Marcin zajmuje skromnie drugi plan. Nie chce błyszczeć w obiektywie. To, co zrobił, jest dla Niego oczywistością, a nie źródłem sławy. Altruizm, empatia, odwaga ... tacy są bohaterowie bez peleryny, a teraz jednym z nich stał się mój kolega, Marcin Michna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marcin Michna z Kostrzyna nad Odrą oddał szpik. Po swoich 19. urodzinach dowiedział się, że może uratować życie dziecku - Gazeta Lubuska

Wróć na kostrzynnadodra.naszemiasto.pl Nasze Miasto